sobota, 30 lipca 2011

Nowe Trendy, a w nich April Rodriguez, Ill Kozby Durden i Shaun Evaristo

Lipcowo-sierpniowe Trendy jakiś czas temu pojawiły się w Emipku w twoim mieście. Go and get it! Tym razem polecam je nawet bez promila prywaty, bo w tym numerze nie znajdziecie żadnego mojego artykułu:) Znajdziecie za to cholernie dużo wartościowych tekstów szczególnie z zakresu hiphopu i streetstyle'u. Tego lata szala moich zainteresowań zdecydowanie przechyliła się w kierunku tańca ulicznego kosztem tańca współczesnego i modernu. Nie wiem czy taki trend utrzyma się po rozpoczęciu kolejnego sezonu tanecznego, ale póki co urban dance zdecydowanie jest u mnie na pierwszym miejscu. Urban dance? A cóż to, przecie zawsze mówiłem o hiphopie, o LA Style, o street style, ale urban dance? No właśnie, to hasło pojawiło się w najnowszych Trendach w rozprawce April Joy Rodriguez, która kilka tygodni temu gościła jeszcze nad Polskim morzem w Darłówku. April z perspektywy młodego tancerza i choreografa z LA głośno myśli jak nazwać styl, którym sama się zajmuje. Choć widać u niej ogromny szacunek dla spuścizny street dance'u to jednak stara się (całkiem słusznie) jakoś skategoryzować to co do tej pory wciąż jest nienazwane. Na odpowiedź na jej list czekać nie trzeba było zbyt długo. Stary kocur o imieniu Moncell 'Ill Kozby' Durden jeden z prekursorów hiphopu, obecnie wykładowca tańca i kultury hiphopowej na University of Arts w Filadelfii bierze biedną April na widelec używając górnolotnych haseł i wyszukanych zwrotów. Ehhhh, cat daddy, give her a break... jeśli interesujecie się tańcem LA Style i street dance, te dwa teksty poprostu MUSICIE przeczytać. Nawet jeśli mielibyście to zrobić stąpając z nogi na nogę w Empiku. Lektura obowiązkowa. Żeby zrozumieć o co chodzi, żeby wyrobić sobie opinię i żeby wiedzieć co i dlaczego tańczycie.
Drugi gorący tekst to kolejny z rzędu artykuł Maćka Cieleckiego, który tym razem pod mikroskop bierze Shaun'a Evaristo. Miesiąc w miesiąc jestem pod wrażeniem dokładności i skrupulatności z jaką Maciek przygotowuje te artykuły. Materiał pełen jest trafnych uwag i komentarzy, ale najbardziej przypadł mi do gustu teskt:
"LA Style ma szansę wydostać się z zakleszczenia pomiędzy byciem tzw. tańcem wideoklipowym, a pozostaniem nigdy nie zaakceptowanym 'bękartem' streetdance'u"
DAAAAAMN! bękart streetdance'u! Czemu mi nie przyszło do głowy tak idealnie pasujące określenie! :)

Pozostając jeszcze w tej tanecznej przegródce warto również przeczytać artykuły Filipa Czeszyka i Jakuzy, który swój wykład na temat kultury hiphopowej będzie miał również na zbliżających się wielkimi krokami warsztatami Fair Play Dance Camp w Krakowie.



Update 02/08/2011: Umieszczam jeszcze poniżej wywiad, który April opublikowała ostatnio na swoim blogu http://aprilrodriguez.tumblr.com/ . Warto posłuchać od 5.30sek kiedy April zaczyna opowiadać o różnicy i zrozumieniu pomiędzy underground dance scene i commercial dance scene...

piątek, 29 lipca 2011

Muzyka łagodzi obyczaje... Krump that Cello!

Muzyka łagodzi obyczaje... ach cóż za piękny zwrot, choć nie do końca potwierdzający się kiedy weźmiemy pod uwagę gusta muzyczne młodych i tych trochę starszych. Nie pamiętam, żeby nerwy moich rodziców były szczególnie ułagodzone kiedy swego czasu z głośników mojej wieży Redman i Methodman wywoływali muzyczny Blackout. Wygląda jednak na to, że przy sprzyjających warunkach (no i przede wszystkim sprzyjającej muzyce) takie złagodzenie może mieć miejsce. Ba! Może nawet skłonić  streetdancera do poruszania się delikatnie i lekko jak piórko czy liść na wietrze... tak, tak, liść niesiony dźwiękami 270 letniej wiolonczeli! Ale o czym ja w ogóle piszę, i skąd pomysł na takie dziwaczne rozważania? Zobaczcie poniższy filmik, a dowiecie się co mam na myśli (dla niecierpliwych od 40sekundy:)) Tancerz to Lil Buck z Los Angeles, muzyk to światowej sławy wiolonczelista Yo-Yo Ma. Sam występ z kolei to muzyczny eklektyzm repertuaru klasycznego i... ruchu hiphopowego:)






środa, 27 lipca 2011

Amelia Rudolph i Project Bandaloop: Peregrine Dreams

Sztuka dla sztuki czy sztuka dla ludzi? Taniec, dla samego tańca czy taniec w jakimś celu? Wielu już zadawało sobie tego rodzaju pytania i zapewne jeszcze wielu będzie. Odpowiedź na to jest oczywiście tak indywidualną sprawą jak indywidualny jest gust, smak i sposób postrzegania rzeczy i zdarzeń. Mnie osobiście zawsze bliżej było do poglądu, że sztuka powinna wpływać na ludzi i wywoływać w nich jakieś emocje bądź reakcje. Sztuka, w której artysta wie co chce powiedzieć i wykorzystując do tego pędzel, słowo, kamerę lub ludzkie ciało formuje pewien przekaz, wobec którego odbiorca nie może pozostać obojętnym.
Oglądając performance Amelii Rudolph pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy to właśnie celowość tańca. Project Bandaloop, czyli zespół tancerzy \ akrobatów założony przez tą amerykańską artystkę, znany jest z ‘występów w przestworzach’. Nie jest to teatr tańca w tradycyjnym tego słowa znaczeniu (jeżeli w ogóle można mówić o tradycji przy pojęciu tak młodym jak teatr tańca). Grupa swoje przedstawienia realizuje zwykle w dość ekstremalnych warunkach, niezwykle wymagających nawet dla wprawionych w akrobacjach tancerzy. Występowali więc na skałach i budynkach w Stanach Zjednoczonych, jak również wielu krajach z całego świata. W 1997 przyszła kolej na wzniesienie El Capitan w skalistych rejonach parku Yosemite, którego zdobycie wymagało od tancerzy 6 dni wspinaczki bez przerwy po praktycznie pionowej skale. Jak wspomniałem, temu odważnemu przedsięwzięciu przyświecał pewien konkretny cel. Sokół Wędrowny, tubylec z Yosemite został w tym czasie usunięty z niechlubnej listy gatunków zagrożonych wyginięciem. Amelia Rudolph postanowiła uczcić ten fakt performance’m wykonanym na ziemi (lub raczej na niebie) ojczystej głównego bohatera całego zajścia. Tancerze wspięli się na szczyt, aby w odpowiednim miejscu i czasie wykonać taniec na linach, poświęcony Sokołowi z Gór Skalistych. Takie wydarzenie niewątpliwie odbiło się szerokim echem w rejonach Yosemite, a niewykluczone również w innych stronach Stanów Zjednoczonych. Po latach dotarło również do Polski, gdzie adepci jazzowej sztuki tanecznej mogli oglądać go w ramach zajęć teoretycznych z ‘Historii Tańca i baletu’;) Cel Amelii został więc osiągnięty. Hołd Sokołowi został oddany, a sprawa nabrała rozgłosu i pojawiła się na językach.
I bardzo dobrze, że pojawiła. Dobrze kiedy artyści bujając w obłokach potrafią też wpłynąć na drugiego człowieka. Kiedy na dodatek bujanie to rozumiane jest w sensie stricte, a artyści unosząc się na wysokości kilkuset metrów nad ziemią wykonują skomplikowane kombinacje ruchowe, efekt może być piorunujący. Mojemu zachwytowi nad sensem przedsięwzięcia towarzyszyła przyziemna i chłodna refleksja na temat ludzkich możliwości w zestawieniu z gwiazdą tego show – Sokołem Wędrownym. Czwórka akrobatów zwisających ze skały z przyczepionymi do ramion piórami postawiona obok podniebnego drapieżnika, króla przestworzy wygląda niestety dość ubogo. Ile obrotów, podskoków i ewolucji by nie wykonali wciąż uzależnieni są w pełni od siły wiatru, wytrzymałości liny i przyczepności butów wspinaczkowych. Może tego typu spostrzeżenia są nie na miejscu, w momencie kiedy sam jestem  amatorem tańca i bez dwóch zdań dzieli mnie ogromna przepaść w umiejętnościach i możliwościach fizycznych względem tancerzy z Yosemite. Pewnie przedstawienie podobałoby mi się wizualnie bardziej, gdyby wykonywane było na twardym gruncie desek teatralnych, gdzie możliwości ruchowe tancerzy wykorzystane byłyby w pełni, a nie ograniczone siłami natury. Z drugiej strony jednak, oddźwięk akcji przygotowanej przez Amelię Rudolf niewątpliwie byłby o wiele mniejszy, a przesłanie projektu zapewne nie opuściłoby teatralnych murów - projekt nie miałby więc wtedy wiekszego sensu. Jego głównym celem nie było bowiem pokazanie ruchowych możliwości tancerzy, a poruszenie za pomocą sztuki konkretnego problemu. W tym kontekście więc, Peregrine Dreams spełniło swoje zadanie umożliwiając odbiorcy klarowny odbiór jednocześnie pozostawiając go z przestrzenią do zastanowienia i refleksji.

Oficjalną stronę projektu znajdziecie pod adresem: www.projectbandaloop.org


Poniżej materiał video, relacjonujący projekt Peregrine Dreams, o którym mowa w powyższym artykule:


Peregrine Dreams from Greg Bernstein on Vimeo.


wtorek, 19 lipca 2011

Beyonce - End Of Time | Nie ma klipu za to jest flash mob!

Kolejny kosmiczny sklepowy flashmob tym razem wyprodukowany za oceanem i dedykowany miss  Beyonce, zrealizowany przez odkrycie ostatniej edycji American Idol, chłopaka o nazwisku Tedrick Hall. Po obejrzeniu tego klipu siedemnaście razy z rzędu (no dobra, dziewiętnaście) przyszło mi do głowy kilka poniższych spostrzeżeń, którymi nie omieszkam się z wami podzielić:)


  1. Ten kawałek to jak dla mnie najbardziej pozytywne dźwięki 2011. Jak usłyszałem go po raz pierwszy na FNF Summer Dance Intensive, już po kilku sekundach czułem zwiększający się poziom endorfiny.
  2. Beyonce i End Of Time to dla mnie Lee Daniel i FNF Summer Intensive. Choregorafia jaką zrobił do tego Lee rozłożyła mnie na łopatki. Mam nadzieję, że Blazee podeśle mu nagranie , a Lee wrzuci ją na swój prywatny kanał, żeby wszyscy mogli to zobaczyć... jeśli nie, to będę go molestował na fejsbuku, żeby wrzucił przynajmniej moje, które nagrałem i niebawem mu podeślę. 
  3. Blond tancerka ruszająca się po lewej stronie Todricka Halla, to chyba młodsza siostra Dżoany Krupy.
  4. Młodsza siostra Dżoany Krupy is sooooo hot!!! :D
  5. WSZYSCY w tym Flash Mobie potrafią tańczyć!
  6. Boże, chce mi się tańczyćććććć... :D
  7. Z serii 'edukacja na blogu' - od 2.50 zaczyna się stomp. Jeśli chcecie zobaczyć więcej takiego tańca, polecam film How She Move
  8. Ten flash mob to tak na pradę, nie do końca flash mob... cięć w nim bez liku i widać, że powtarzany był nie raz i nie dwa. Ale co tam, haters gon hate, a mnie się i tak cholernie podoba - kciuki w górę!
  9. Jak myślicie? Czas na Dodę i Media Markt? :)




PS:

Kurcze, drugi raz z rzędu post o Beyonce. Słowo honoru, następny będzie o czym innym! ;)

poniedziałek, 11 lipca 2011

Beyonce vs Michelle, czyli Boo Got Served !!!

Z ostatniej chwili!!! Anonimowy przechodzień umieścił w internecie video, na którym piosenkarka znana bliżej jako Beyonce robiła zakupy w okolicznym warzywniaku. Pech chciał, że w tym samym sklepie zaopatrywała się jej (ex)przyjaciółka z zespołu Michelle! Zobaczcie co z tego wynikło!



PS:
Uwielbiam 'naturalny' śmiech Beyonce z tego videoclipu :)))

Newer Posts Older Posts