wtorek, 9 listopada 2010

Wielki Casting JDC, czyli po prostu tańcz w Krakowie

JDC
Ta! Da! Wielki Casting JDC przeszedł już do historii. Wszystko się zgadzało. Faktycznie, było dość wielki – liczba ludzi, która zdecydowała się wziąć w nim udział zaskoczyła mnie totalnie. Spodziewałem się głównie tancerzy z Krakowa, tymczasem bardzo wielu kandydatów było z miast w których JDC ma swoje filie, jak i z miejsc, do których JDC nigdy nawet nie zawitało. Jak widać, potęga Facebooka zbiera swoje żniwo. Nie da się ukryć, że był też Castingiem. W pełni profesjonalnym, zorganizowanym, przemyślanym i przeprowadzonym. No i na koniec był również JDC. Just Dope Castingiem;)
Ale od początku. Na przesłuchanie zdecydowałem się pójść bez większego roztrząsania za i przeciw. Wiedziałem, że chcę iść i wiedziałem po co tam idę. Po to, aby przekonać się jak to jest, aby pierwszy raz stanąć przed tego rodzaju komisją i publicznością i zaprezentować swoją pierwszą solową rutynę. I muszę przyznać, że jestem bardzo zadowolony. Z udziału, ze zdobytego doświadczenia, i z tego że włożyłem porcję pracy w przygotowanie się do niego, bo wiem, że jeślibym tego nie zrobił plułbym sobie później w brodę. Zresztą nie ja jeden. Jestem pewien, że każdy z obecnych tam uczestników wiedział po co się tam pojawił i jaki jest jego cel. Każdy chciał wypaść jak najlepiej i dać z siebie tyle ile tylko się da. Na pewno młodzi (bardzo młodzi:)) tancerze różnili się między sobą pewnością siebie, poziomem, upodobaniami tanecznymi, umiejętnością radzenia sobie ze stresem, ale wszystkich łączył wspólny cel. Dać pokaz na 100% swoich możliwości.
Zanim pierwsi kandydaci dostali się na salę ćwiczeń czekała ich przeprawa przez tradycyjną ankietę, a tych odważniejszych, również krótki wywiad przed kamerą. W rolę redaktora wcielił się Tomek ‘Marchew’ Marchewka, który sprawnie zadawał pytania swoim rozmówcom nie pozwalając na zaplątanie się mówiącego we własnej wypowiedzi. Wszystko to, kamery, ankiety, wywiad i tancerze rozciągający się po kątach, rozgrzewający mięśnie i utrwalający choreografie budziło nieodparte skojarzenia z castingami do You Can Dance. W zasadzie jedyne co różniło casting YCD i JDC to po prostu skala. Cała reszta była już bardzo podobna. Dla wszystkich kandydatów krótka chorografia jazz’owa, uczona w dużej grupie, a następnie prezentowana w pięcioosobowych podgrupach. W drugiej kolejności hiphop dla wszystkich uczestników i te same zasady gry - nauka i występy w mini grupach. Po tym etapie oceniający, Andrzej Starowicz, Paulina Kędzior i Alek Paliński wyselekcjonowali osoby, które przeszły do etapu solówek. W tej części programu każdy z uczestników miał swoje pięć minut (a dokładnie od 40 sekund do 2 minut), podczas którego miał możliwość zaprezentowania się w wybranej przez siebie technice. Ostatni etap był dla wielu (tak- dla mnie również:)), najcięższą próba walki z nerwami i własnym ciałem. Pojawiły się łzy, radość, a nawet kontuzja kolana u jednego z uczestników. Na ten etap warto było czekać, nawet jeśli nie wszystkim dane było wziąć w nim wziąć udziału, a jedynie śledzić wykonanie innych. Można było bowiem zobaczyć wszystko jak na dłoni. Jak dana osoba radzi sobie z kontrolowaniem nerwów i emocji, jaka jest technicznie, jak interpretuje muzykę, jaką ma energię tańcząc i wreszcie jak przyjmuje krytykę. A było na co patrzeć. Pomimo, że dominował hiphop i contemporary to jednak nie było dwóch takich samych występów, każdy wnosił do swojej solówki coś zupełnie innego, coś własnego. Ja osobiście, obserwując występy innych duża uwagę poświęcałem twarzom tańczących. Najbardziej zelektryzował mnie występ dziewczyny, mniej więcej w połowie castingu, która swoim spojrzeniem tak całkowicie weszła w rolę, że wydawać by się mogło, że znajduje się w zupełnie innym miejscu, w innej rzeczywistości… kurcze, miałem dreszcze. Aż chciałoby się zawołać, za wielką Joanną Krupą: Dziefczyno! Tfoje oszy som hipnotajzin!!! Na szczęście zapanowałem nad emocjami i krzyknąłem jedynie w myślach. Nie było mi niestety dane doczekać do końca castingu i tym samym obejrzeć wszystkich prezentacji, bo opuściłem studio chwilę po 23, a casting skończył się ponoć grubo po północy. Nie wiadome są jeszcze jego wyniki (piszę to we wtorek, a listę JDC ma ogłosić w piątek). Wydaje mi się jednak, że każda z osób biorących udział w audycji, powinna czuć się wygraną już za sam fakt przybycia, zmierzenia się ze sobą i z publicznością. jeszcze więcej zyskali Ci, którzy mieli okazję wysłuchać opinii jurorów, bo była to krytyka rzeczowa, konstruktywna i pozbawiona zbędnego lukru. Podsumowując: wszystkim tancerzom amatorom, ale też wszystkim tym, którzy myślą aby kiedyś występować na scenie polecam gorąco udział we wszelkiego rodzaju audycjach, castingach, przesłuchaniach i innego rodzaju występach. ...i chyba nawet lepiej kiedy na początku jest trudno, kiedy są wpadki, błędy i nerwy, bo później kiedy Lady Gaga wykona do Ciebie Telephone, aby poinformować o naborze w kolejnej trasy koncertowej, na casting pójdziesz easy like sunday morning.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Newer Posts Older Posts