Bo pytają. Pytają często. Czasem z mniejszym lub większym zainteresowaniem, jednak pierwsze pytania z różnych często powtarzają się jak mantra. To tak jak po wycieczce do Rzymu możesz być pewien pytania czy widziałeś Koloseum, odwiedzeniu Paryża – wieży Eiffela, a Wisły domu Adama Małysza. Podobnie jeśli w towarzystwie wyjdzie na jaw, że jesteś osobą tańczącą możesz być pewien dość przewidywalnego, acz wciąż życzliwego zestawu pytań. Odpowiadając po raz dwudziesty, że mimo iż uważam się za tancerza amatora nie potrafię zrobić szpagatu postanowiłem zrobić listę tematów, które powtarzają się najczęściej.
Umiesz szpagat?
No tak. To pytanie na początku powtarzało się dość często. Nie powinno ono paść raczej, jeśli na wstępie zaznaczysz, że tańczysz Tango albo Salsę. Jeśli jednak powiesz, że tańczysz hiphop, albo współczesny to pytanie o szpagat masz zapewnione. Cóż, nie umiem szpagatu i już zapewne się go nie nauczę. Przygodę z tańcem zacząłem bardzo późno, więc moje ciało było już na tyle zastałe, że bez chirurgicznej interwencji niektóre ewolucje są dla mnie po prostu nieosiągalne. Zapewniam jednak, że niemożność zrobienia szpagatu, ani dotknięcia sobie ucha nogą prawą stojąc na lewej (lub na odwrót) nie dyskwalifikuje tancerza i nie zamyka przed nim możliwości występowania na scenie czy pokazach.
Idziesz do YCD?
Nie wiem, czy to pytanie nie pojawia się nawet częściej niż to pierwsze. Na pewno pojawia się w okresie, kiedy TVN w swojej ramówce umieszcza kolejną edycję programu, a na mieście pojawiają się plakaty z informacjami o castingach. Jestem osobą tańcząca, a mimo to nie byłem na castingu do YCD. Nie jest to powodowane moją niechęcią do tego programu. Przeciwnie, uważam, że ten tv show zrobił dla tańca w Polsce wiele dobrego i dzięki niemu na polskiej scenie swoją pozycję wyrobiły sobie takie marki jak Fair Play Crew czy Caro Dance. Dzięki YCD do Polski zaczęli przyjeżdżać choreografowie z całego świata, a zimowe i letnie warsztaty taneczne stały się dla wielu obowiązkową pozycją w kalendarzu. Pomijając fakt, że pewnie odpadłbym w przedbiegach, nie idę do tego programu również dlatego, że jest on moim zdaniem przeznaczony dla sprecyzowanej grupy społecznej, do której po prostu nie należę. Moim zdaniem powinny to być osoby bardzo młode. Przypadki w postaci Tomka Barańskiego, Artura czy Gleby to raczej wyjątki potwierdzające regułę. Ten program ma na celu dać szanse młodym, zdolnym i pracowitym, którzy są dopiero na początku swojej kariery tanecznej. Ci, którym na karku niebawem pojawi się trzeci krzyżyk (jak mi) powinni skupić się na innych ścieżkach taneczno-scenicznych przygód;)
Tańczysz? Pewnie po to, żeby wyrywać laski, nie?
Nie... tylko;) Pamiętam jak zaraz po pierwszej edycji YCD w programie u Wojewódzkiego gościł Rafał "Roofi" Kamiński. Zapytany czemu zaczął tańczyć powiedział szczerze, że za młodu był bardzo nie śmiały, a tańcząc o wiele łatwiej jest podrywać dziewczyny. Oczywiście, że jest. Nie trzeba być amerykańskim naukowcem, żeby to udowodnić, wystarczy iść na pierwszą lepszą imprezę, swobodnie pobujać się na w rytm muzyki i obserwować co będzie się działo. W jaki sposób ruchy migracyjne na parkiecie zaczną się zmieniać w zależności od twoich umiejętności i swobody tanecznej. Taniec działa jak magnez, niezależnie czy jest to taniec towarzyski czy szeroko rozumiany taniec klubowy. Taniec działa i wykonywany w umiejętny sposób zawsze wzbudzi zainteresowanie płci przeciwnej. Jeśli zaś chodzi o motywację, jaką kieruje się osoba, która odkryła taniec jako swoją największą pasję to jest to już kwestia indywidualna. Dla mnie taniec sam w sobie jest wszystkim czego mi trzeba, żeby poczuć się dobrze, żeby się zrelaksować, naładować energią czy zmobilizować do działania. Jeśli jednak dochodzi do tego element zainteresowania płaci pięknej, to cóż, I don't mind;)
On tańczy więc pewnie jest gejem.
Argument deczko seksistowski. Pozornie wśród tancerzy odsetek osób zainteresowanych tą samą płcią jest większy niż przy zawodach mniej artystycznych. Tak wygląda to na pierwszy rzut oka, jednak nie jest wcale powiedziane, że to co widać gołym okiem jest tym co ma miejsce na prawdę. Nie jestem socjologiem i nie wiem czy były przeprowadzane badania na ten temat, ale nie zdziwiłbym się gdyby okazało się, że tego typu spostrzeżenia można o kant rozbić. Może właśnie odsetek jest taki sam jak wśród innych zawodów, tylko tancerzom łatwiej jest się do tego przyznać? Taniec jest w końcu, formą sztuki \ aktywności niesamowicie wyzwalającą zarówno fizycznie jak i psychicznie, może więc przez to tancerze mniej przejmują się tym co myśli na ich temat otoczenie i jak oceni ich społeczeństwo. Na prawdę nie wiem. Wiem jednak, że zakładanie, że każdy facet kochający taniec musi być gejem, to tak jakby powiedzieć, że bokser zawodowy musi lać w domu swoją żonę.
Tańczysz hiphop czyli kręcisz się na głowie?
To pytanie gdyby nie padło z ust nieświadomego osobnika i sformułowane było w nieco inny sposób, nie byłoby aż tak niewłaściwe, nie do końca błędne. W końcu przez najbardziej staroszkolnych wyznawców hiphopu jedyny i prawdziwy taniec reprezentujący tą kulturę to właśnie bboying, czyli przez laików utożsamiany ze 'staniem na rękach' i 'kręceniem się na głowie'. Jeśli jednak mówić o hiphopie jako tańcu, który wyewoluował z poppingu i lockingu, a obecnie wykonywany jest już do wszelkiego rodzaju muzyki, nie tylko hiphopowej to nie jest on jednak równoznaczny ze staniem na głowie, choć trzeba przyznać, że talent niektórych tancerzy i pomysły choreografów mogą przyprawić widza o zawroty głowy.
Tańczysz współczesny to pewnie zrobisz salto?
Punkt prawie identyczny z poprzednim, różni się jedynie rodzajem tańca i rodzajem oczekiwań pytającego względem pytanego. Współczesny, przez tych którzy nie znają się na tańcu, acz liznęli go na tyle, żeby rozróżnić salsę od breaka, kojarzony jest z akrobatycznymi ewolucjami i gimnastycznymi umiejętnościami tancerzy rodem z You Can Dance. Tancerzy, których współczesne solówki polegają głównie na trzech saltach, dwóch skokach, grande jette i fuete aż do samego końca. Ten 'współczesny' wymuszony jest jednak prawami telewizji, w której każdą sekundę na antenie należy wykorzystać tak aby widzowi po drugiej stronie ekranu się podobało. Dużo bardziej więc opłaca się tancerzowi zrobić kilka ciekawych tricków, niż tracić cenne sekundy na wolno rozwijającą się i ciekawą aż nieefekciarską choreografię. Jeśliby jednak zobaczyć taniec współczesny w teatrze wtedy okaże się, że taniec ten nie składa się z samych salt i nie wszyscy tancerze, którzy go wykonują byli wcześniej akrobatami i lekkoatletami.
To zatańcz coś...
Ejjj, przecież umiesz. No tak, z tym też jest trochę jak z językami. Umiesz mówić po arabsku? Eeeej to powiedz coś. Cokolwiek. Weź zatańcz coś, cokolwiek. O ile pytanie to kierowane do hiphopowca, bboya czy osoby stepującej może jeszcze spotkać się ze swobodnym odbiorem i chętnym wykonaniem propozycji, o tyle nie wyobrażam sobie tancerki baletowej, lub tancerza współczesnego chętnie i na poczekaniu realizującego taneczny freestyle na przystanku tramwajowym lub w galerii handlowej. Osobiście nie czuję się już szczególnie skrępowany tego rodzaju pytaniami i jeśli mam dobry dzień to jestem w stanie wykonać kilka improwizowanych ruchów ku uciesze pytającego. Jestem jednak w stanie zrozumieć osoby, które odczuwają dyskomfort w takiej sytuacji i mimo ogromnego doświadczenia i umiejętności nie mają po prostu ochoty prezentować swoich umiejętności.
Pytań pokrewnych do tych powyższych jest pewnie jeszcze wiele, wiele więcej. Samemu zapewne nie raz spotkałem się z jakimiś, których już nie pamiętam, a i samemu zadawałem równie dziwaczne pytania tancerzom, kiedy jeszcze sam nie tańczyłem. Teraz jednak praktycznie wszyscy moi znajomi wiedzą już o mojej pasji i nie zadają mi tego typu pytań. Cieszę się więc, że spisałem je sobie w komórce jakiś rok temu, dzięki czemu przeglądając robocze smsy mogłem dziś do nich powrócić z sentymentem i urodzić tenże oto artykuł.
sikorson