Kings Of Convenience - I'd Rather Dance With You
I'd rather dance with you than talk with you
so why don't we just walk in to the other room
there is space for us to shake, and hey i like this tune
even if i could hear what you said
i doubt my reply would be interesting for you to hear.
because i haven't read a single book all year, and the only film i saw - i didn't like it at all.
i'd rather dance than talk with you. the music's too loud
and the noise from the crowd increases the chance of misinterpretation.
so let your hips do the talking.
i'll make you laugh by acting like the guy who sings,
and you'll make me smile by really getting into the swing.
Strasznie ulubiłem sobie tekst tej piosenki. Do tego stopnia, że skłonił mnie do chwycenia za klawiaturę i napisanie nowego artykułu o tematyce około tanecznej. I’d rather dance… ile razy mieliście okazję powiedzieć coś takiego w różnych sytuacjach? Ja wiele. Bardzo wiele. Zamiast siedzieć na nudnym spotkaniu poszedłbym popląsać. Zamiast uczestniczyć w niekończącej się dyskusji, która dawno straciła już wątek przewodni, wolałbym pomachać nieco nogami i rękami. Zamiast dreptać krok po kroku na przystanek o wiele fajniej byłoby wykonać go taneczną przeplatanką. O ile nie jestem na tyle wyluzowany aby na przystanek zasuwać two-step’em albo jazzowymi slajdami, o tyle kiedy jestem w klubie i moje stopy poczują parkiet, a uszy wchłoną już pierwsze nuty dochodzące za DJki mam w nosie czy na parkiecie jest osób pięć czy pięćdziesiąt – idę w tany.
Tak bardzo jak w klubie lubię tańczyć, tak samo bardzo nie lubię gadać. Nie zrozumcie mnie źle, staram się nie sprawiać wrażenia antypatycznego gościa, który ze zblazowaną miną przemieszcza się bez celu w te i wewte. Po prostu mam strasznie słabe mniemanie na temat jakości dialogów, które prowadzone są w klubach. I nie jest to zarzut do innych ale również do siebie samego;) Wolę więc milczeć. Zawsze mam wrażenie, że aura, która idealnie sprzyja tańcu zupełnie nie sprzyja rozmowie. Jak tu cholera poprowadzić rozumną wymianę zdań kiedy musisz starać się dopasować timbre swojego głosu do fal dźwiękowych płynących z głośników tak aby w ogóle było cię słychać. Na dodatek, musisz też idealnie wymierzyć odległość twoich ust od ucha swojego rozmówcy (choć częściej rozmówczyni) tak aby słowa dotarły i zostały przetworzone na treść. Nie zaś, żeby dotarła fala uderzeniowa twojego głosu powodująca bolesne konsekwencje dla bębenków i przekreślenie szans na dalszą rozmowę. Zanim jeszcze wypowiesz słowo tyle przeszkód, tyle przeciwności tyle niedogodności. A kiedy już zdecydujesz się otworzyć usta
STOP
Zastanów się.
Czy na pewno chcesz TO powiedzieć?
No właśnie.
Decydując się na wejście do klubu decydujesz się na wejście do strefy, w której w rozmowie z osobnikiem płci przeciwnej wszystkie słowa zaczynają nabierać nowego znaczenia. Każde zdanie może mieć drugie albo trzecie dno. Czasem po wypiciu zbyt wielu drinków może mieć też wyłącznie dno. Niestety. To fakt udowodniony naukowo*. Mam wrażenie, że banały w stylu ‘czego się napijesz’ lub ‘jak się bawisz’ brzmią o niebo lepiej na świeżym powietrzu niż w zatłoczonym klubie. Dlatego też dobrowolnie rezygnuję z szansy na spotkanie miłości w klubie z nadzieją na zachowanie szacunku do samego siebie. Ale czy moje spostrzeżenia są uniwersalne, czy też może wyssane z palca i właśnie, że wcale tak nie jest? Poprosiłem ostatnio znajomą, która zajmuje się pstrykaniem fotek szalejącym klubowiczom o małe podsumowanie tekstów, których nasłuchała się w swojej karierze klubowego paparazzi i które najbardziej utkwiły jej w pamięci. Chciałem sprawdzić czy ona też ma podobną opinię na ten temat. I taka była jej odpowiedź:
Fakt, faceci zagadują i to bardzo często. Z każdą kolejką częściej i odważniej. Jeśli na dodatek podchodzę do nich z aparatem traktują to najwyraźniej jako zachętę i zagadują ile wlezie. Większość tekstów jest skierowana personalnie do mnie, czyli do ‘pani fotograf’.
No pewnie, zawsze lepiej mieć jakiś punkt zaczepienia.
Pierwsze z brzegu, które powtarza się co noc to ‘Pani na pewno nie ma zdjęcia! Ja chętnie je zrobię!’ i tu następuje zwykle nachalne wyrywanie aparatu. Nie ma nic bardziej denerwującego niż coś takiego! Aparat to nie zabawka, to narzędzie mojej pracy. Ostatnia rzecz, o której myślę to oddanie go w ręce jakiemuś nabuzowanemu kolesiowi, który sądzi, że jedyne o czym marzę to mieć z nim fotkę…
Okej, odnotowano. Nie proponować fotek. Nie wyrywać aparatów. Coś jeszcze?
…albo inny tekst który słyszałam już chyba miliard razy. ‘dlaczego się nie bawisz?!’
Logiczne, nie gibasz się na parkiecie, podczas gdy muzyka ucieka, zatem coś musi być nie tak. Hej, DLACZEGO SIĘ NIE BAWISZ!? Już wiem, na pewno dlatego, że czekasz na mnie aż przyjdę i zaopiekuję się tobą mała…
Czasem trafiają się też zupełnie abstrakcyjne propozycje ‘Zostaw aparat i choć potańczyć ze mną!’ Uchowaj Panie Boże! Czy on naprawdę sądzi, że odłożę aparat na bok i pójdę z nim tańczyć? Trochę zastanowienia panowie…
No dobrze już dobrze. Znaczy, że wspólne fotki odpadają, informacja na temat twojego samopoczucia imprezowego również nie trafiają na podatny grunt. Jakakolwiek propozycja wiążąca się z odłożeniem narzędzia pracy może skłonić cię do zaatakowania absztyfikanta lampą flaszową… odnotowano… czy coś jeszcze?
Lubicie też czasem posłodzić… słyszę więc hasła "Najładniejsza pani fotograf jaką widziałem!" Dzięki. I co dalej? "Może się czegoś napijesz?" Już z taka propozycją? Toś się kolego nie wysilił jednak…
Foto nie, taniec nie, komplement nie, drink nie. Halo! Jak to? To czy jest jakikolwiek temat, który skłoniłby cię do nawiązania dłuższej rozmowy z nieznajomym w klubie?
Hmmmm, no cóż, nie ukrywam, że swojego chłopaka z którym jestem już od kilku lat spotkałam właśnie w klubie.
Alleluja! Eureka! Banzaj! Czyli, że jednak się da?!?
Wiesz, Jeśli zainteresowany osobnik podchodzi do mnie w sposób osobowy, traktując mnie przede wszystkim jako pracującego w dzikim tłumie człowieka, a nie zagubionej owieczki, która tylko czeka aż ktoś ją zagadnie to istnieje nadzieja na nawiązanie ciekawego kontaktu. Nie ukrywam, że lubię gdy nieznajomy docenia trud jaki wkładam w pracę z pijanymi ludźmi, podkreślając, że widział i lubi przy tym moje efekty pracy :P Jeżeli jeszcze do tego jest amatorem fotografii to zdecydowanie dodatkowy plus, ponieważ wtedy pochwalić się mogę swoją „latami wypracowaną wiedzą…” ;)
No tak, pamiętam was papużki! Zamiennie wpatrujący się w siebie i swoje aparaty…
Tak naprawdę wystarczy jedynie okazać odrobinę zainteresowania samą osobą, zagadać w interesujący, nieprzewidywalny sposób, zaintrygować inteligencją a nie prymitywną zagrywką. Wbrew pozorom zwykłe „Cześć, jestem XYZ, myślę, że jeśli masz czas to moglibyśmy chwilę porozmawiać?..” jest o wiele bardziej zachęcające niż „Dlaczego się nie bawisz?!”. :)
Takie proste? A może jednak takie trudne?! Cóż, jeśli drodzy czytelnicy chodzicie do klubów potańczyć to chwała wam za to! Chodźcie, tańczcie i pokazujcie jak dobrze można się bawić kiedy z głośników dobiega muzyka. Jeśli z kolei do klubów chodzicie szukać miłości… cóż, jak widać też się da, choć recepta na to może być czasem bardziej skomplikowana i wymagająca niż niejedna pokrętna choreografia :)
* Okej, nie wiem czy został udowodniony naukowo, ale amerykańscy naukowcy na pewno nad tym pracowali, lub zajmą się wkrótce o czym poinformuje nas zapewne któryś z poczytnych magazynów dla mężczyzn w rubryce ‘Dziwny jest ten świat’.
I'd rather dance with you than talk with you
so why don't we just walk in to the other room
there is space for us to shake, and hey i like this tune
even if i could hear what you said
i doubt my reply would be interesting for you to hear.
because i haven't read a single book all year, and the only film i saw - i didn't like it at all.
i'd rather dance than talk with you. the music's too loud
and the noise from the crowd increases the chance of misinterpretation.
so let your hips do the talking.
i'll make you laugh by acting like the guy who sings,
and you'll make me smile by really getting into the swing.
Strasznie ulubiłem sobie tekst tej piosenki. Do tego stopnia, że skłonił mnie do chwycenia za klawiaturę i napisanie nowego artykułu o tematyce około tanecznej. I’d rather dance… ile razy mieliście okazję powiedzieć coś takiego w różnych sytuacjach? Ja wiele. Bardzo wiele. Zamiast siedzieć na nudnym spotkaniu poszedłbym popląsać. Zamiast uczestniczyć w niekończącej się dyskusji, która dawno straciła już wątek przewodni, wolałbym pomachać nieco nogami i rękami. Zamiast dreptać krok po kroku na przystanek o wiele fajniej byłoby wykonać go taneczną przeplatanką. O ile nie jestem na tyle wyluzowany aby na przystanek zasuwać two-step’em albo jazzowymi slajdami, o tyle kiedy jestem w klubie i moje stopy poczują parkiet, a uszy wchłoną już pierwsze nuty dochodzące za DJki mam w nosie czy na parkiecie jest osób pięć czy pięćdziesiąt – idę w tany.
Tak bardzo jak w klubie lubię tańczyć, tak samo bardzo nie lubię gadać. Nie zrozumcie mnie źle, staram się nie sprawiać wrażenia antypatycznego gościa, który ze zblazowaną miną przemieszcza się bez celu w te i wewte. Po prostu mam strasznie słabe mniemanie na temat jakości dialogów, które prowadzone są w klubach. I nie jest to zarzut do innych ale również do siebie samego;) Wolę więc milczeć. Zawsze mam wrażenie, że aura, która idealnie sprzyja tańcu zupełnie nie sprzyja rozmowie. Jak tu cholera poprowadzić rozumną wymianę zdań kiedy musisz starać się dopasować timbre swojego głosu do fal dźwiękowych płynących z głośników tak aby w ogóle było cię słychać. Na dodatek, musisz też idealnie wymierzyć odległość twoich ust od ucha swojego rozmówcy (choć częściej rozmówczyni) tak aby słowa dotarły i zostały przetworzone na treść. Nie zaś, żeby dotarła fala uderzeniowa twojego głosu powodująca bolesne konsekwencje dla bębenków i przekreślenie szans na dalszą rozmowę. Zanim jeszcze wypowiesz słowo tyle przeszkód, tyle przeciwności tyle niedogodności. A kiedy już zdecydujesz się otworzyć usta
STOP
Zastanów się.
Czy na pewno chcesz TO powiedzieć?
No właśnie.
Decydując się na wejście do klubu decydujesz się na wejście do strefy, w której w rozmowie z osobnikiem płci przeciwnej wszystkie słowa zaczynają nabierać nowego znaczenia. Każde zdanie może mieć drugie albo trzecie dno. Czasem po wypiciu zbyt wielu drinków może mieć też wyłącznie dno. Niestety. To fakt udowodniony naukowo*. Mam wrażenie, że banały w stylu ‘czego się napijesz’ lub ‘jak się bawisz’ brzmią o niebo lepiej na świeżym powietrzu niż w zatłoczonym klubie. Dlatego też dobrowolnie rezygnuję z szansy na spotkanie miłości w klubie z nadzieją na zachowanie szacunku do samego siebie. Ale czy moje spostrzeżenia są uniwersalne, czy też może wyssane z palca i właśnie, że wcale tak nie jest? Poprosiłem ostatnio znajomą, która zajmuje się pstrykaniem fotek szalejącym klubowiczom o małe podsumowanie tekstów, których nasłuchała się w swojej karierze klubowego paparazzi i które najbardziej utkwiły jej w pamięci. Chciałem sprawdzić czy ona też ma podobną opinię na ten temat. I taka była jej odpowiedź:
Fakt, faceci zagadują i to bardzo często. Z każdą kolejką częściej i odważniej. Jeśli na dodatek podchodzę do nich z aparatem traktują to najwyraźniej jako zachętę i zagadują ile wlezie. Większość tekstów jest skierowana personalnie do mnie, czyli do ‘pani fotograf’.
No pewnie, zawsze lepiej mieć jakiś punkt zaczepienia.
Pierwsze z brzegu, które powtarza się co noc to ‘Pani na pewno nie ma zdjęcia! Ja chętnie je zrobię!’ i tu następuje zwykle nachalne wyrywanie aparatu. Nie ma nic bardziej denerwującego niż coś takiego! Aparat to nie zabawka, to narzędzie mojej pracy. Ostatnia rzecz, o której myślę to oddanie go w ręce jakiemuś nabuzowanemu kolesiowi, który sądzi, że jedyne o czym marzę to mieć z nim fotkę…
Okej, odnotowano. Nie proponować fotek. Nie wyrywać aparatów. Coś jeszcze?
…albo inny tekst który słyszałam już chyba miliard razy. ‘dlaczego się nie bawisz?!’
Logiczne, nie gibasz się na parkiecie, podczas gdy muzyka ucieka, zatem coś musi być nie tak. Hej, DLACZEGO SIĘ NIE BAWISZ!? Już wiem, na pewno dlatego, że czekasz na mnie aż przyjdę i zaopiekuję się tobą mała…
Czasem trafiają się też zupełnie abstrakcyjne propozycje ‘Zostaw aparat i choć potańczyć ze mną!’ Uchowaj Panie Boże! Czy on naprawdę sądzi, że odłożę aparat na bok i pójdę z nim tańczyć? Trochę zastanowienia panowie…
No dobrze już dobrze. Znaczy, że wspólne fotki odpadają, informacja na temat twojego samopoczucia imprezowego również nie trafiają na podatny grunt. Jakakolwiek propozycja wiążąca się z odłożeniem narzędzia pracy może skłonić cię do zaatakowania absztyfikanta lampą flaszową… odnotowano… czy coś jeszcze?
Lubicie też czasem posłodzić… słyszę więc hasła "Najładniejsza pani fotograf jaką widziałem!" Dzięki. I co dalej? "Może się czegoś napijesz?" Już z taka propozycją? Toś się kolego nie wysilił jednak…
Foto nie, taniec nie, komplement nie, drink nie. Halo! Jak to? To czy jest jakikolwiek temat, który skłoniłby cię do nawiązania dłuższej rozmowy z nieznajomym w klubie?
Hmmmm, no cóż, nie ukrywam, że swojego chłopaka z którym jestem już od kilku lat spotkałam właśnie w klubie.
Alleluja! Eureka! Banzaj! Czyli, że jednak się da?!?
Wiesz, Jeśli zainteresowany osobnik podchodzi do mnie w sposób osobowy, traktując mnie przede wszystkim jako pracującego w dzikim tłumie człowieka, a nie zagubionej owieczki, która tylko czeka aż ktoś ją zagadnie to istnieje nadzieja na nawiązanie ciekawego kontaktu. Nie ukrywam, że lubię gdy nieznajomy docenia trud jaki wkładam w pracę z pijanymi ludźmi, podkreślając, że widział i lubi przy tym moje efekty pracy :P Jeżeli jeszcze do tego jest amatorem fotografii to zdecydowanie dodatkowy plus, ponieważ wtedy pochwalić się mogę swoją „latami wypracowaną wiedzą…” ;)
No tak, pamiętam was papużki! Zamiennie wpatrujący się w siebie i swoje aparaty…
Tak naprawdę wystarczy jedynie okazać odrobinę zainteresowania samą osobą, zagadać w interesujący, nieprzewidywalny sposób, zaintrygować inteligencją a nie prymitywną zagrywką. Wbrew pozorom zwykłe „Cześć, jestem XYZ, myślę, że jeśli masz czas to moglibyśmy chwilę porozmawiać?..” jest o wiele bardziej zachęcające niż „Dlaczego się nie bawisz?!”. :)
Takie proste? A może jednak takie trudne?! Cóż, jeśli drodzy czytelnicy chodzicie do klubów potańczyć to chwała wam za to! Chodźcie, tańczcie i pokazujcie jak dobrze można się bawić kiedy z głośników dobiega muzyka. Jeśli z kolei do klubów chodzicie szukać miłości… cóż, jak widać też się da, choć recepta na to może być czasem bardziej skomplikowana i wymagająca niż niejedna pokrętna choreografia :)
* Okej, nie wiem czy został udowodniony naukowo, ale amerykańscy naukowcy na pewno nad tym pracowali, lub zajmą się wkrótce o czym poinformuje nas zapewne któryś z poczytnych magazynów dla mężczyzn w rubryce ‘Dziwny jest ten świat’.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz