W tym tygodniu w kioskach pojawił się kolejny, styczniowo-lutowy numer magazynu Place for Dance. Tym razem temat główny numeru to Walc oraz taniec klasyczny - Balet. Z tematem numeru wiąże się już tradycyjnie sesja zdjęciowa oraz okładka wydania dotycząca danego tańca. Z tych dwóch tańców wybór padł na walc. Osobiście wiele bardziej wolałbym balet bo sesja z zdjęciowa z tancerzami Polskiego Baletu Narodowego mogłaby być naprawdę niesamowita. Tymczasem z okładki spogląda na mnie Gąs, który na zdjęciach przybiera miny lubieżnego Mefistofelesa. No ale cóż - walc bardziej pasuje na okładkę w okresie sylwestrowych uroczystości i karnawałowych balów, a prowadzący Tańca z Gwiazdami prędzej rzuci się w oko przeciętnemu czytelnikowi niż nieznani szerszej widowni tancerze baletowi. Sama koncepcja z okładkami tematycznym to jednak strzał w dziesiątkę i jak do tej pory najbardziej przypadła mi do gustu ta z numeru drugiego - jazzowa.
Co ponadto w numerze... dancehall, taniec współczesny, taniec irlandzki, Isadora Duncan (yay! bohaterka mojego poprzedniego wpisu), Martha Graham i spora dawka historii i ciekawostek na temat tańca. Artykuł o dancehallu pierwsza klasa. Rzetelny i ciekawy. Czytając go zastanawiałem się czy autorka wspomni o ragga jam czy pominie ten temat, ale ku mej radości na samym końcu artykułu pojawiła się ta wisienka na torcie. W stałych rubrykach Michał Piróg załamuje ręce nad rodzimymi ekspertami od tańca z pilotami w ręku, Filip Łobodziński rozwodzi się nad znaczeniem słowa 'bal', a Michał Malitkowski relacjonuje kolejny międzynarodowy turniej - tym razem w Royal Albert Hall w Londynie. A za dwa miesiące Czarna Mamba, rock'n'roll i Samba de Janeiro...
Dziś prawdziwa perełka, którą przy okazji innych poszukiwań udało mi się wykopać z samego dna Youtube'a. Perełka wielka, acz naprawdę interesująca jedynie dla garstki osób zainteresowanych tańcem współczesnym, a dokładnie samymi jego korzeniami. Znalazłem film z 1968 roku będący biografią Isadory Duncan - protoplastki tańca modern. Isadora Duncan, o której mowa, była postacią szalenie barwną, a jej życie obfitowało w liczne kontrowersje i skandale towarzyskie. Więcej o jej życiu przeczytać możecie na Wikipedii, na blogu skupię się jednak na jej wkładzie w historię tańca.
Isadora Duncan – tancerka amerykańska ur. 26 maja 1877 w San Francisco, zm. 14 września 1927 w Nicei. Nie studiowała tańca w sposób systematyczny, lecz stworzyła oryginalny, niepowtarzalny styl oparty na własnej filozofii. Widziała w tańcu wyraz wolnej myśli i radykalnie sprzeciwiała się ograniczeniom, jakie narzucał taniec klasyczny. Wywarła ogromny wpływ zarówno na całokształt przyszłej sztuki scenicznej, jak i na wygląd następnych pokoleń tancerzy. Odrzuciła klasyczną białą paczkę (tutu), zrzuciła baletki, tańczyła przyodziana w grecką tunikę, boso i z rozpuszczonymi włosami, co było szokującą innowacją dla ówczesnej publiczności. Jako pierwsza pokazała się na scenie ubrana tylko w obcisły trykot.
Film jest bardzo długi, podzielony aż na 16cie części. Wklejam więc poniżej jedynie link do pierwszej części; kolejne pojawiają się z boku w sugerowanych linkach. Film znajduje się na kanale bloggera o nicku alexinmovieland, który na swoim koncie umieszcza różne prastare filmy ze złotej ery Hollywood. Na wszelki wypadek skopiowałem jednak Isadorę również na swoje konto. Gdyby okazało się, że film jakimś cudem zniknie jednak wkrótce z sieci, będzie dostępny u mnie w opcji niepublicznej - dla potomnych;) i posiadaczy linka.
A teraz zapraszam już do kina...
I jeszcze na koniec kilka ciekawszych cytatów Isadory Duncan:
Wiele okazji do śmiechu traci ten, kto nie potrafi śmiać się z samego siebie.
Gdy żegnamy się z ukochanym, chociaż nęka nas straszny żal, doznajemy zarazem dziwnego uczucia ulgi, wyzwolenia
Nadzieja jest rośliną trudną do wyplenienia. Można nie wiem ile odrąbać gałęzi i zniszczyć, a zawsze będzie wypuszczać nowe pędy.
Nie ma na świecie tak zwanego szczęścia, bywają tylko szczęśliwe chwile.
Najpiękniejszym dziedzictwem, jakie można dać dziecku, jest zezwolić mu, by szło własna drogą, wyłącznie o własnych siłach.
U kołyski teatru stał taniec i pierwszym aktorem był tancerz.
Święta, święta... i od tańca chcąc, nie chcąc kilka dni przerwy. Pora zamienić parkiet na wigilijny stół, a choreografie na radosne kolędowanie ;) Wszystkim odwiedzającym bloga Sneakers & Pointes życzę Wesołych Świąt i roztańczonego Nowego Roku! Znając życie przed Nowym Rokiem jeszcze coś napiszę, ale już teraz życzę wszystkiego najlepszego:) Zamiast świątecznych kartek posyłam wam świąteczno-zimowe choreografie, które wpisały się wysoko na liście moich 'Ulubionych'. Większość z was pewnie je już widziała - szczególnie drugi, robiący ostatnio furrorę na YT, ale i tak myślę, że warte są przypomnienia i zobaczenia raz jeszcze. I tak:
Numer 1
Pierwsze nagranie to filmik z zeszłego roku. Sentymentalny Ian Eastwood wraz ze swym dziewczęciem swoją muzykalną i szczegółową choreografią sprawia, że śnieg rozpływa się pod nogami, a polskie fanki Iana rozmarzone rozpływają się wraz z nim.
Numer 2
Druga choreografia, to mój osobisty number one tego sezonu. Zresztą wydaję mi się, że nie tylko mój bo większość moich tańczących znajomych umieściła już link do tej choreografii na swoich Facebookowych profilach:) Tak, tak, mowa oczywiście o trzech zupełnie nieskandynawskich Norwegach o imionach Nasir, Bilal i Suleman, tworzących grupę Quick. Nazwa bardzo adekwatna bo ich szybkość i precyzja w każdej choreografii zawsze przyprawia mnie o opad szczęki. W świątecznej choreografii zwolnili nieco tempo, jednak ich charakterystyczny rodzaj ruchu i zegarmistrzowska precyzja pozostała bez zmian. Zapraszam do obejrzenia Quick- Christmas Concept
Numer 3
Ostatni klip jest już leciwy i musiałem się trochę naszukać zanim udało mi się go odkopać w w przepastnych zasobach internetu. Na YT go już najwyraźniej nie ma, ale udało mi się zlokalizować go na szczęście w innym serwisie. Klip jest z totalnie innej bajki niż dwa pierwsze filmiki, ale zdecydowanie jest w klimacie świątecznym i zdecydowanie jest taneczny. Panie i Panowie: Salvation Army Santa vs Cup'o'Soup :)))
Kolejny już weekend upłynął mi w całości pod znakiem tańca. Wczoraj, w sobotę 18 grudnia miałem przyjemność gościć na pokazie absolwentów 2,5 letniego Instruktorskiego Kursu Choreograficznego w Krakowie ze specjalnością taniec jazzowy. Kilka tygodni wcześniej odbył się również pokaz zwieńczający absolutorium świeżo upieczonych choreografów tańca ludowego, nie wiem z kolei czy odbył się już czy dopiero odbędzie pokaz choreografów tańca współczesnego. Anyway, taniec jazzowy to chyba najszerszy gatunek taneczny ponieważ można pod niego przyporządkować ogromną ilość rodzajów tańca nowoczesnego takich jak modern, contemporary, hiphop (nie wchodzę w dyskusję na ten temat), czy też taniec musicalowy \ broadway \ showdance etc. Ponieważ dziedzina ta jest tak obszerna, podczas około czterdziestu występów na prawdę trudno byłoby wskazać dwa takie same. Każdy miał swój pomysł, swój rodzaj ruchu, swoją koncepcję sceniczną. Niektóre występy ocierały się o teatr tańca i poruszały tematy istotne, inne z kolei nastawione były w całości na rozrywkę lub na show sceniczny. I bardzo dobrze. Nie każdy taniec musi na siłę 'uczyć' widza jak postrzegać świat, nie każdy spektakl taneczny musi też emanować pięknem ruchu, ewolucjami w przestworzach i możliwościami akrobatycznymi tancerzy. Było więc miejsce zarówno dla układów współczesnych i modernowych było również dla hiphopowych, house'owych, balltimore'owych i ragga jamowych (w tych ostatnim moje ulubione jamajsko-sileziańskie dziewczyny z Jammin Squad!
O każdym występie można by powiedzieć więc coś dobrego. Ja skupię się na trzech etiudach tanecznych, które wywarły na mnie największe wrażenie. Każda z nich była totalnie z innej bajki i w inny sposób poruszała widza. Niestety w większości nie spisałem sobie tytułów tych projektów, ani nazwisk osób które je prezentowały, posługiwał się więc będę jedynie nazwami umownymi.
Numer 1:
Vivere militare est - czyli Życie jest walką Zdecydowane numero uno i to nie tylko w mojej opinni. Rozmawiałem z wieloma osobami i słuchałem braw, mogę więc śmiało powiedzieć, że ta etiuda zyskała sobie najwięsze grono zwolenników. Vivere militare est to projekt Łukasza Zięby, któremu na scenie towarzyszyła Julia Żytko i Dominik Olechowski. Występ ukazywał trzy etapy życia człowieka: dzieciństwo, dojrzałość i starość. Każdy z tych etapów rządzi się swoimi prawami, charakteryzuje specyficznym podejściem do świata i do otaczających ludzi, każdy również przeplata się ze sobą. Dzieci ciekawe świata, dorośli zawsze w biegu,
starzy z balastem życiowych doświadczeń przekazujący je młodym potrzebujący opieki dojrzałych. Dorośli z kolei dający oparcie dwóm pozostałym. Jasny w przekazie i ciekawy zarazem temat przeplatał się tu z wyjątkowymi umiejętnościami trzech tancerzy. Wartość tej etiudy wzrosła dodatkowo dzięki umiejętnościom aktorskim występujących, którzy poza tańcem potrafili wcielić się w grane przez siebie osoby. Łukasz dziecko, Julia dojrzałego człowieka i Dominik - starca. Ten występ udało mi się na szczęście zarejestrować dlatego możecie sami przekonać się o czym mówię oglądając nagranie. Spostrzegawczy zauważyli na pewno, że koncepcja choreografii pokazująca trzy osoby: dziecko, dorosłego i starca była już wykorzystana w telewizji, Autor jednak nie odżegnywał się od tego, samemu przyznając, że choreografia zainspirowana jest układem stworzonym przez niesamowitą Mię Michaels dla VII edycji amerykańskiego So You Think You Can Dance.
Numer 2: Tacy sami ? A może My i Oni ? Niestety nie zapamiętałem, ale w każdym razie coś w ten deseń. Był to projekt duetu tanecznego Adriana Ambroziaka i Anny Hampelskiej, którzy rozpoczęli występ w kaftanach bezpieczeństwa, z których wyzwolili się w raz z rozwojem akcji. Występ był bardzo przemyślany i wyważony. Pokazywał umiejętności techniczne tancerzy jednocześnie nie powodując przerostu formy nad treścią. Pomimo kaftanów, nie był na szczęście oczywisty do bólu. Dygresja: Jeśli w piosence pojawia się LOVE nie trzeba rękami robić znaku serca (sic!), a jeśli piosenka jest o umieraniu nie trzeba wbijać sobie niewidzialnego noża w serce. W takich wypadkach mam wrażenie, że choreograf \ reżyser ma widza za idiotę i koniecznie chce mu palcem wskazać to na co trzeba zwrócić uwagę. Ale wracając do tematu, w tym występie takiego przesytu oczywistości na szczęście nie było. Żałuję, że nie mogę zobaczyć raz jeszcze projektu tej pary i napisać na jego temat jeszcze więcej. Nie zarejestrowałem go niestety na video więc nie mam możliwości odtworzenia go i dostrzeżenia wszystkich ciekawych i trafionych elementów tej etiudy. A szkoda.
Numer 3:
Trzeci występ który podobał mi się najbardziej tego wieczoru to... występ trzech dziewcząt (dziewczęta w przypadku tego projektu pasują bardziej niż dziewczyny) tańczących choreografię tańca ludowego stworzoną przez Karolinę Swiatek wraz z towarzyszącym im jednym
bądź dwoma tancerzami. Nie pamiętam niestety ilu ich było ponieważ ta trójka zdecydowanie przykuwała wzrok i skupiała całą uwagę publiczności dzięki swojej energii scenicznej. Koncepcja była prosta, młoda panna pierze ubrania na tarce przy rzeczce, a od czynności tej odrywają ją jej przyjaciółki i młodociany zalotnik. Występujący tak idealnie oddali charakter tego występu, że na całej sali czuć było nastrój etiudy i pozytywna energia udzieliła się również widowni. Wydaje mi się, że w tej opinii również nie byłem odosobniony, ponieważ występ ten został uwieńczony jedną z większych salw braw tego wieczoru.
Nie chcę w tym podsumowaniu pisać co dokładnie mi się nie podobało, bo wiem, że każdy z występujących lub prezentujących (nie każdy choreograf występował bowiem na scenie) włożył w swój projekt masę pracy i emocji. Jednak od jednej uwagi nie jestem w stanie się powstrzymać. Przytoczę kilka tytułów prezentowanych prac: 'Kryzys', 'Depresja', 'Nałóg', 'Niewola'... nie to nie żart. Zabrakło jedynie zgonu, chociaż po jeszcze kilku takich tytułach jakiś pewnikiem nastąpiłby na widowni. Rozumiem, że część choreografów koniecznie chciała przekazać odbiorcom jakąś ważną historię, ale trzeba być bardzo ale to bardzo ostrożnym zabierając się za takie tematy. Choreograf musi być już naprawdę dojrzałym człowiekiem i artystą, żeby zmusić widza do refleksji nad problemem, którego etiuda dotyczy i jednocześnie nie kłuć w oczy banałami i zbyt oczywistym przekazem. Jest tak wiele tematów wartych uwagi i zastanowienia, które można przedstawić za pomocą tańca, choreografowie jednak często decydują się zadręczyć widza obraną problematyką. Druga sprawa, o której chciałem jeszcze wspomnieć to debata na temat inspiracji innymi choreografiami i powielania pomysłów. W trakcie oglądania tych kilkudziesięciu projektów, miałem czasem większe czasem mniejsze wrażenie, że gdzieś to już widziałem. Faktycznie, część występów silnie podpierała się innymi produkcjami i jeśli ktoś śledzi taneczne programy sam z pewnością to zauważył. Jednak dopóki ogranicza się to jedynie do zapożyczenia pomysłu, a całość choreografii - ruchy, muzyka i scenariusz jest własna, w takim wypadku nie widzę w tym nic złego. Jedną rzeczą jest dobry pomysł, a drugą jego realizacja i kiedy jest ona oryginalna i trafiona, projekt zawsze obroni się sam.
Takiego projektu jeszcze nie było. Nazwiska, które do tej pory kojarzyły się z muzyką i filmem: Shawn "Jay-Z" Cartner, Will Smith i Jada Pinkett Smith, teraz kojarzyć się mogą również z musicalem i Broadwayem. Wymieniona wyżej trójka połączyła bowiem swe siły i swoje portfele aby wspólnie stworzyć sceniczne przedsięwzięcie dekady - musical FELA!. Taneczne show, swoją premierę na Broadwayu miało wprawdzie już rok temu, ale głośno jest o nim cały czas i z każdym kolejnym występem robi się coraz głośniej. Na oficjalnej zapowiedzi musicalu (link na samym dole posta) zobaczyć możecie artystów takich jak Questlove z the Roots, Alicia Keys, Spike Lee czy John Legend opowiadających o swoich wrażeniach z musicalu. A o czym jest FELA! ? Nazwa pochodzi od imienia afrykańskiego artysty i muzyka - Fela Kuti, który stworzył gatunek muzyczny zwany afrobeatłączący afrykańskie rytmy i techniki wokalne oraz tradycyjną muzykę nigeryjskiego plemienia Joruba z funkiem i jazzem. Cytując dalej za wikipedią... Afrobeat pojawił się w latach sześćdziesiątych. Jego korzenie sięgają muzyki Yoruba – pochodzącej z Nigerii, opartej o bębny i mocno zakorzenionej w lokalnej tradycji. Motywy z Czarnego Lądu zostały szybko zaadaptowane przez artystów z Ameryki Łacińskiej – przede wszystkim z Karaibów. Stamtąd droga do murzyńskich dzielnic południa USA była już krótka. Epoka funku w latach siedemdziesiątych zakończyła ewolucję – narodził się afrobeat. Fela Kuti, na którego pomysłach opierają się współczesne zespoły, był najważniejszą postacią tego muzycznego zjawiska. Fela Kuti był również aktywistą walczącym o prawa człowieka i równości i walki z rasizmem. Stąd cechą charakterystyczną afrobeatu jest jego silne, polityczne przesłanie. Artyści krytykują dyskryminację Czarnych, wojny, elity polityczne i gospodarcze. Zwracają uwagę na problemy Trzeciego Świata: głód, nędzę czy kryzys zadłużenia.
Hiphop wyrósł z funku, funk ewoluował w afro-amerykańskich klubach, a jazz w pierwotnej formie przypłynął do Stanów na statkach z Czarnego Lądu. Dobrze więc, że gwiazdy, które teraz są na szczycie, biorą się nie tylko za projekty przynoszące szybką i pewną kasę, ale rówież takie projekty w stylu Fela! Projekty takie spotkają się w prawdzie zwykle z mniejszą grupą fanów niż produkty marketingowe w stylu Justina Biebera, ale jednak ich wartość artystyczna i edukacyjna jest o niebo wyższa.
Dziś na blogu zapowiedź filmowa. Hurrraaa! Nowy film w którym
Black Swan | Czarny Łabędź
pojawia się taniec! Jeszcze większe hurrrraa, bo nie będzie to Step Up, Streetdance ani żaden kolejny klon ze scenariuszem w stylu: młodym tanecznerz zmagający się z brakiem akceptacji środowiska, walczący o 'wszystko' przełamując własne bariery! Zieeeeeew. Tym razem mowa o filmie reżysera znanego z tak ambitnych i przejmujących produkcji jak Requiem for a Dream czy nie tak dawno the Wrestler, w którego rolę wcielił się Mickey Rourke. Jeśli oglądało się któryś z tych dwóch filmów, można od razu nabrać trafnych podejrzeń, że Black Swan, o którym mowa, nie będzie sztampową historyjką dla młodzieży, tylko czymś bardziej ambitnym. I faktycznie. Nie miałem jeszcze możliwości zobaczenia tej produkcji, ale już z trailera, można się dowiedzieć, że film został doceniony przez na festiwalach w Wenecji i w Toronto. Przeczytałem również recenzję filmu na portalu IMDB i jej autor nie mógł wręcz wyjść z zachwytu wyrzucając z siebie nieustanne ochy! i achy!. Premiera w Polsce już 21 stycznia i mam nadzieję, że moje reakcje na ten... thriller psychologiczny, będą podobne jak we wspomnianej recenzji. Poniżej link do oficjalnej zapowiedzi filmu oraz kilka cytatów na jego temat. Warto zobaczyć również oficjalną stronę Black Swan. Zapowiada się naprawdę mroczna produkcja...
There are not enough words in the English language to describe the praise Darren Aronofsky deserves for Black Swan. It was one of the most talked about and sought after films at this year's Toronto International Film Festival, and for good reason – it is a masterpiece that is just as much beautiful as it is nightmarish.
What makes this film so extraordinary? While it excels in every aspect, its biggest strength is within its symbolism.
Never has a film been more emotionally driven this year than that one. "Black Swan" will literally evoke every emotion. "Black Swan" is the reason why I go to see movies. It gets your adrenaline pumping and it's easily comparable to our everyday life. The messages in "Black Swan" go much more in-depth than one would expect and touches our souls while disturbing them. If that's not a complement, then I don't know what is.
As promised, here comes an itnerview with UK Hiphop dancer - Simeon Campbell. First I gonna publish it in original, then, when I find time to translate I will place it in Polish as well.
Sneakers & Pointes: So let's start from scratch. What's your story Simeon? When did you start dancing and why? What did you do before that? Did you have any role models? Did you try any other styles apart from hiphop?
Simeon Campbell I started dancing kind of late actually, i didnt really take dance seriously untill i was 17-18? I was always more of an actor before i stared studying musical theatre a college, where i picked up singing, music, acting and technical dance skills. This is where I have touched in contemporary, ballet, tap and a few specialist styles like flamenco, salsa, samba and capoiera. Because i started dance so late i didn't have many role models at the time, but like everybody else, was in total amazement at Michael Jackson!
Sneakers & Pointes: What do you like the most in dance?
Simeon Campbell Jheeeeez! ummmm....so much! i wouldnt know where to start! but i think mostly travelling and meeting new people and friends, and how dance is a international language wherever you go!! sharing work with people, and learning from others! But PERFORMING has to be my number 1! Cant get that feeling anywhere else! :D
Sneakers & Pointes: Do you travel a lot doing workshops or you prefer to focus on your dancing rather that teaching?
Simeon Campbell To be honest, I've probably spent more time teaching! i would like to concentrate more on being a dancer in some aspects, but i love to teach! i love to share and grow amd of course travel and meet people.
Sneakers & Pointes: Hiphop dance is quite wide term right now. To some oldschool cats hiphop is only popping, locking and hiphop dance that you do on battle jams. New school dancers especially those from LA do a hiphop that is very precise, isolated and very often danced to the words or to the beats of a specific song. Which of those elements are the closest to your own style of dance?
Simeon Campbell Hehehehe, i hear you!! :D For me, ummm i'm much closer to a new skool dancer, i love LA style, and have alot of that influence, i like to play around wit beats and lyrics to specific songs and sometime like to have a detailed routine, or something with lots of isolation! But i do appreciate old school hip-hop, because without it we would have nothing! and wouldnt of been able to evolve into all of this different styles of hip-hop!
Sneakers & Pointes: What do you think about hiphop battles and freestyle? Do dancers in UK (or other countries that you had chance to work in) freestyle a lot? Do you freestyle?
Simeon Campbell Freeestyleeeee!!!! :D:D :D first of all, i do loveeeee to freestyle!!! the way i work, if i couldnt freestyle, i probably couldnt make my choreography!! I think its such an important thing to have as a dancer, epsecially if you are working professionally, because you can put on the spot at an audtion or anything at anytime!!! And the thing is that people forget is that ANYONE can freestyle! because you cant be wrong!! you are just expressing yourself and what the music is telling you at the time! all u must do is practice enough to be confident in what you are doing! its literally just what you tell yourself in your head!! Dancers in UK do freestyle yes, there is always room for more! But fortunately getting better! especially with the younger generation now. In my opinion the battling scene has always been around here in the UK, but i think in the past few years it has taken a fresh turn with more stykes eing used or even old styles becoming very popular again, like house! In UK you now find Popping battles, Krump battles, Nu Style battles, Hip-hop battles, breaking battles, House battles, Locking battles, Jerkin' battles , waacking battles, vougue battles and many more.
Sneakers & Pointes: I know you take part in dance tournaments. Do you dance alone or with your crew? Can you tell us about a competition that was the most important in your career? Are there any new competitons ahead?
Simeon Campbell I dance with my group 'RUTHLESS' and we've been running about 6years now? My most important one was probably my most recent experience which was 'SOULPLEX' in Hannover Germany last month! It was the first time we have left the UK as a Dance crew, and were being judged by some of my idolsin dance such as Jun Quemado, Brian Puspos and more. And i was eager to impress them with our group! it wasnt really about winning, but more making a statement, because we would want to be known as a crew all over the world! At least for now, we gonna break from competitions for a while, get back to training working on material, but performing small showcases around the place to keep us going! :D
Sneakers & Pointes: This last question I ask all the dancers and choreographers that I interview. What would be your advise to young folks in Poland taking first steps on dancefloors. What should they focus on the most?
Simeon Campbell HAHAHA! i get scared at this part, because i never wanna tell kids the wrong thing! looooooool!! I would say, take time to learn your styles! Training is probably one of the most important things as a dancer! Make sure u go to classes, or at least do a jam with people that have experience and learn from those who know their styles well!
Trafił dziś do mnie link z bardzo fajną rysunkową animacją. Naszkicowana ołówkiem para spleciona w bajkowym tańcu do muzyki zespołu The Weepies - World Spins Madly On. Wydaje mi się, że to nagranie mogłoby śmiało stać się oryginalnym teledyskiem, którego nawiasem mówiąc chyba nie ma.
... zobaczcie co tak naprawdę dzieje się zwykle podczas tańca, a czego nie da się zobaczyć gołym okiem:)
Warsztaty, warsztaty, warsztaty... chwilę już nie pisałem żadnych relacji ani zapowiedzi ciekawych wydarzeń. A ostatnie dwa weekendy spędziłem przecież na warsztatach i to nie byle jakich:
FNF Tricky LA 2010
W zeszłym tygodniu usilnie zastanawiałem się jakby tu uchwycić dwie sroki za ogon jeden i nawet jako tako udało mi się tego dokonać. Zależało mi bardzo, żeby wybrać się na Tricky LA do Warszawy i poczuć przedsmak FNF Winter Dance Intensive, tudzież sięgnąć wspomnieniami do FNF Summer Dance Intensive, jak kto woli. Zależało mi też na warsztatach z Marcinem Krajewskim w Krakowie, tancerzem popularnym z roli Mirona w serialu Tancerze, choć o niebo ważniejszym osiągnięciem w jego karierze była zapewne rola Pierwszego Solisty Teatru Opery Narodowej w Warszawie i Pierwszego Solisty Opery Narodowej w Mexico City i Baletu w Monterrey. Chciałem być na tych warsztatach także po to, aby podszkolić nieco swój warsztat, ale chyba bardziej po to aby zobaczyć na żywo jego umiejętności. Ale po kolei...
Tricky LA:
Hey, hey Sohey!
Na organizowanych już kolejny raz dwudniowych zimowych warsztatach FNF tym razem zaproszeni zostali Tony Czar i Sohey Sugihara. Tonego miałem już szansę spotkać na Summerze, Soheya znałem jedynie z Youtube, i z jego charakterystycznego sposobu wywijania blond brzywą. Tony jak zwykle pozytywny, profesjonalny, innowacyjny i dający masę cennych uwag nawet podczas jednych ledwie zajęć, jakie miałem okazję u niego odbyć. To co osobiście uznałem za najważniejsze to rozróżnianie energii w choreografii i dopasowanie jej do charakteru muzyki, do której się tańczy. Nie można całej piosenki przetańczyć na takiej samej mocy bo widz w pewnym momencie będzie miał przesyt. Należy dawkować napięcie, zmieniać energię, tempo, siłę uderzeń itp. Tak jak z filmami, komedie nie są przez całe 90 minut śmieszne, a horrory nie szargają nerwów widza bez przerwy przez cały seans. Wiem, to jest oczywiste i brzmi jak banał jak się o tym słucha, ale wbrew pozorom, nie jest już tak oczywiste kiedy tańczy się samemu.
A jak u Sohey'a? U niego też miałem możliwość skorzystania z jednej ledwie lekcji, żeby nie spóźnić się na pociąg powrotny do Krakowa. Młody Amerykanin urodzony na Hokkaido zrobił na wszystkich ogromnie pozytywne wrażenie, już samą swą osobowością. Chłopak emanował bez przerwy niesamowicie pozytywną energią, wyglądając przy tym jak postać wyjęta z mangowej kreskówki. Brakowało mi jedynie tego, żeby co jakiś czas do słów, które wypowiadał wtrącił jakieś 'Yatta, Yatta!'. Plusem jego zajęć było na pewno to, że zaoferował nam coś zupełnie nowego (przynajmniej dla mnie). Układ w klimacie, w którym rzadko mam okazję tańczyć. Kroki i charakter ruchu był mi dość obcy przez co wydaje mi się, że i z tych zajęć udało mi się wynieść coś nowego.
A po Soheyu pędęm na Dworzec Centralny. W 30 minut udało mi się dostać na peron i 'wsiąść do pociągu, (nie) byle jakiego', bo całkiem komfortowego i z pełni zaplanowaną destynacją.
Dnia następnego przyszedł czas na zajęcia z Marcinem Krajewskim.
Warsztaty z Marcinem Krajewskim
Z cyklu 'przełamywanie stereotypów' - współczesny solista baletowy - Marcin Krajewski.
To już totalnie inna bajka, inny klimat, inni ludzie. Z hiphopu, z LA Style'u trzeba było przerzucić się na klasykę i to w czystej formie. Pierwsze pół godziny ćwiczeń przy drążku, które tylko ćwiczeniami przy drążku się nazywały, bo w sali zabrakło niestety tego podstawowego narzędzia kaźni wszystkich baletnic. Trzeba było więc poradzić sobie z wykorzystaniem ścian i parapetów. Później ćwiczenia na środku, szukanie pionu, piruety, fouette (sic!). To ostatnie było już mocno na wyrost, bo większość grupy nie była w stanie zakręcić jednego czystego piruetu. Szkoda, że nie wprowadzono poziomów zaawansowania, bo jedna jedyna baletnica, która była na tych zajęciach mogła poczuć się trochę niewytańczona, natomiast ludzie, którzy z tańcem mieli do czynienia tyle ile wynieśli z serialu na TVP2, po powrocie do domu mogli wpaść w stan niekontrolowanego walenia głową o ścianę. Ja chyba uplasowałbym się gdzieś pośrodku. Ale tak jak wspominałem, szedłem na te warsztaty, żeby obejrzeć na żywo jak wyglądają skoki do sufitu i jak kręci się po 10 piruetów i było mi to dane. Tak, wiem, jeśli chcę zobaczyć taniec, powinienem iść na spektakl, nie na warsztaty. Spoko, jeśli tylko w Krakowie będzie możliwość zobaczenia takich tancerzy na scenie częściej, pierwszy ustawiał się będę w kolejce do kasy. Ale jeśli póki co przyjeżdżają głównie na warsztaty to warsztaty takie wykorzystuję również w charakterze widza:)
I tak oto wyglądał zeszły warsztatowy weekend. Ten z kolei spędziłem pod znakiem Polskiego Teatru Tańca i spektaklu Ohada Naharina pt. Minus 2 oraz warsztatów z Poppingu, które poprowadził Bienio wielokrotny laureat i uczestnik zawodów streetdance'owych. Czyli jak zwykle bardzo różnorodne, ale bardzo taneczne klimaty:) W tym tygodniu postaram się napisać parę słów na temat tego spektaklu bo zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie i zaskoczył kilkoma niespodziewanymi pomysłami.
Na sam koniec wklejam jeszcze po filmiku z każdym ze wspomnianych wyżej tancerzy, żebyście mogli zobaczyć ich w akcji.
Pytanie dość oklepane. Pytanie najczęściej powtarzane w wywiadach z tancerzami i choreografami. Pytanie zadawane przez znajomych, których intryguje twoja pasja. Ale mimo, że tak banalne, u każdego może prowokować inną, często ciekawą i bardzo osobistą odpowiedź. Poniżej krótki materiał, w którym ikony tańca street dance odpowiadają co znaczy dla nich taniec.
Dwie wypowiedzi, które mnie osobiście najbardziej przypadły do gustu i z którymi w pełni lub w części się utożsamiam.
Universal language. You don't have to speak. You just meet somebody in the club, not sayin' damn world and dance all nite.
It's FUN! That's why you dance. Because it brings you JOY. Not because you need to beat this guy at Juste Debout...