Sztuka dla sztuki czy sztuka dla ludzi? Taniec, dla samego tańca czy taniec w jakimś celu? Wielu już zadawało sobie tego rodzaju pytania i zapewne jeszcze wielu będzie. Odpowiedź na to jest oczywiście tak indywidualną sprawą jak indywidualny jest gust, smak i sposób postrzegania rzeczy i zdarzeń. Mnie osobiście zawsze bliżej było do poglądu, że sztuka powinna wpływać na ludzi i wywoływać w nich jakieś emocje bądź reakcje. Sztuka, w której artysta wie co chce powiedzieć i wykorzystując do tego pędzel, słowo, kamerę lub ludzkie ciało formuje pewien przekaz, wobec którego odbiorca nie może pozostać obojętnym.
Oglądając performance Amelii Rudolph pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy to właśnie celowość tańca. Project Bandaloop, czyli zespół tancerzy \ akrobatów założony przez tą amerykańską artystkę, znany jest z ‘występów w przestworzach’. Nie jest to teatr tańca w tradycyjnym tego słowa znaczeniu (jeżeli w ogóle można mówić o tradycji przy pojęciu tak młodym jak teatr tańca). Grupa swoje przedstawienia realizuje zwykle w dość ekstremalnych warunkach, niezwykle wymagających nawet dla wprawionych w akrobacjach tancerzy. Występowali więc na skałach i budynkach w Stanach Zjednoczonych, jak również wielu krajach z całego świata. W 1997 przyszła kolej na wzniesienie El Capitan w skalistych rejonach parku Yosemite, którego zdobycie wymagało od tancerzy 6 dni wspinaczki bez przerwy po praktycznie pionowej skale. Jak wspomniałem, temu odważnemu przedsięwzięciu przyświecał pewien konkretny cel. Sokół Wędrowny, tubylec z Yosemite został w tym czasie usunięty z niechlubnej listy gatunków zagrożonych wyginięciem. Amelia Rudolph postanowiła uczcić ten fakt performance’m wykonanym na ziemi (lub raczej na niebie) ojczystej głównego bohatera całego zajścia. Tancerze wspięli się na szczyt, aby w odpowiednim miejscu i czasie wykonać taniec na linach, poświęcony Sokołowi z Gór Skalistych. Takie wydarzenie niewątpliwie odbiło się szerokim echem w rejonach Yosemite, a niewykluczone również w innych stronach Stanów Zjednoczonych. Po latach dotarło również do Polski, gdzie adepci jazzowej sztuki tanecznej mogli oglądać go w ramach zajęć teoretycznych z ‘Historii Tańca i baletu’;) Cel Amelii został więc osiągnięty. Hołd Sokołowi został oddany, a sprawa nabrała rozgłosu i pojawiła się na językach.
I bardzo dobrze, że pojawiła. Dobrze kiedy artyści bujając w obłokach potrafią też wpłynąć na drugiego człowieka. Kiedy na dodatek bujanie to rozumiane jest w sensie stricte, a artyści unosząc się na wysokości kilkuset metrów nad ziemią wykonują skomplikowane kombinacje ruchowe, efekt może być piorunujący. Mojemu zachwytowi nad sensem przedsięwzięcia towarzyszyła przyziemna i chłodna refleksja na temat ludzkich możliwości w zestawieniu z gwiazdą tego show – Sokołem Wędrownym. Czwórka akrobatów zwisających ze skały z przyczepionymi do ramion piórami postawiona obok podniebnego drapieżnika, króla przestworzy wygląda niestety dość ubogo. Ile obrotów, podskoków i ewolucji by nie wykonali wciąż uzależnieni są w pełni od siły wiatru, wytrzymałości liny i przyczepności butów wspinaczkowych. Może tego typu spostrzeżenia są nie na miejscu, w momencie kiedy sam jestem amatorem tańca i bez dwóch zdań dzieli mnie ogromna przepaść w umiejętnościach i możliwościach fizycznych względem tancerzy z Yosemite. Pewnie przedstawienie podobałoby mi się wizualnie bardziej, gdyby wykonywane było na twardym gruncie desek teatralnych, gdzie możliwości ruchowe tancerzy wykorzystane byłyby w pełni, a nie ograniczone siłami natury. Z drugiej strony jednak, oddźwięk akcji przygotowanej przez Amelię Rudolf niewątpliwie byłby o wiele mniejszy, a przesłanie projektu zapewne nie opuściłoby teatralnych murów - projekt nie miałby więc wtedy wiekszego sensu. Jego głównym celem nie było bowiem pokazanie ruchowych możliwości tancerzy, a poruszenie za pomocą sztuki konkretnego problemu. W tym kontekście więc, Peregrine Dreams spełniło swoje zadanie umożliwiając odbiorcy klarowny odbiór jednocześnie pozostawiając go z przestrzenią do zastanowienia i refleksji.
Oficjalną stronę projektu znajdziecie pod adresem: www.projectbandaloop.org
Poniżej materiał video, relacjonujący projekt Peregrine Dreams, o którym mowa w powyższym artykule:
Peregrine Dreams from Greg Bernstein on Vimeo.
Oglądając performance Amelii Rudolph pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy to właśnie celowość tańca. Project Bandaloop, czyli zespół tancerzy \ akrobatów założony przez tą amerykańską artystkę, znany jest z ‘występów w przestworzach’. Nie jest to teatr tańca w tradycyjnym tego słowa znaczeniu (jeżeli w ogóle można mówić o tradycji przy pojęciu tak młodym jak teatr tańca). Grupa swoje przedstawienia realizuje zwykle w dość ekstremalnych warunkach, niezwykle wymagających nawet dla wprawionych w akrobacjach tancerzy. Występowali więc na skałach i budynkach w Stanach Zjednoczonych, jak również wielu krajach z całego świata. W 1997 przyszła kolej na wzniesienie El Capitan w skalistych rejonach parku Yosemite, którego zdobycie wymagało od tancerzy 6 dni wspinaczki bez przerwy po praktycznie pionowej skale. Jak wspomniałem, temu odważnemu przedsięwzięciu przyświecał pewien konkretny cel. Sokół Wędrowny, tubylec z Yosemite został w tym czasie usunięty z niechlubnej listy gatunków zagrożonych wyginięciem. Amelia Rudolph postanowiła uczcić ten fakt performance’m wykonanym na ziemi (lub raczej na niebie) ojczystej głównego bohatera całego zajścia. Tancerze wspięli się na szczyt, aby w odpowiednim miejscu i czasie wykonać taniec na linach, poświęcony Sokołowi z Gór Skalistych. Takie wydarzenie niewątpliwie odbiło się szerokim echem w rejonach Yosemite, a niewykluczone również w innych stronach Stanów Zjednoczonych. Po latach dotarło również do Polski, gdzie adepci jazzowej sztuki tanecznej mogli oglądać go w ramach zajęć teoretycznych z ‘Historii Tańca i baletu’;) Cel Amelii został więc osiągnięty. Hołd Sokołowi został oddany, a sprawa nabrała rozgłosu i pojawiła się na językach.
I bardzo dobrze, że pojawiła. Dobrze kiedy artyści bujając w obłokach potrafią też wpłynąć na drugiego człowieka. Kiedy na dodatek bujanie to rozumiane jest w sensie stricte, a artyści unosząc się na wysokości kilkuset metrów nad ziemią wykonują skomplikowane kombinacje ruchowe, efekt może być piorunujący. Mojemu zachwytowi nad sensem przedsięwzięcia towarzyszyła przyziemna i chłodna refleksja na temat ludzkich możliwości w zestawieniu z gwiazdą tego show – Sokołem Wędrownym. Czwórka akrobatów zwisających ze skały z przyczepionymi do ramion piórami postawiona obok podniebnego drapieżnika, króla przestworzy wygląda niestety dość ubogo. Ile obrotów, podskoków i ewolucji by nie wykonali wciąż uzależnieni są w pełni od siły wiatru, wytrzymałości liny i przyczepności butów wspinaczkowych. Może tego typu spostrzeżenia są nie na miejscu, w momencie kiedy sam jestem amatorem tańca i bez dwóch zdań dzieli mnie ogromna przepaść w umiejętnościach i możliwościach fizycznych względem tancerzy z Yosemite. Pewnie przedstawienie podobałoby mi się wizualnie bardziej, gdyby wykonywane było na twardym gruncie desek teatralnych, gdzie możliwości ruchowe tancerzy wykorzystane byłyby w pełni, a nie ograniczone siłami natury. Z drugiej strony jednak, oddźwięk akcji przygotowanej przez Amelię Rudolf niewątpliwie byłby o wiele mniejszy, a przesłanie projektu zapewne nie opuściłoby teatralnych murów - projekt nie miałby więc wtedy wiekszego sensu. Jego głównym celem nie było bowiem pokazanie ruchowych możliwości tancerzy, a poruszenie za pomocą sztuki konkretnego problemu. W tym kontekście więc, Peregrine Dreams spełniło swoje zadanie umożliwiając odbiorcy klarowny odbiór jednocześnie pozostawiając go z przestrzenią do zastanowienia i refleksji.
Oficjalną stronę projektu znajdziecie pod adresem: www.projectbandaloop.org
Poniżej materiał video, relacjonujący projekt Peregrine Dreams, o którym mowa w powyższym artykule:
Peregrine Dreams from Greg Bernstein on Vimeo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz